Siedziałam właśnie na drobnej akacji chroniąc się przed słońcem. Było
samo południe, a żar lał się z nieba nie pozostawiając żadnego cienia.
Otarłam pot z czoła. Jak oni mogą wytrzymywać w takich upałach? i to
codziennie! Byłam dość wytrzymałym dzieckiem. Uśmiechnęłam się sama do
siebie. Akacja to niezłe schronienie by przeczekać tą godzinę szczytu. W
taki gorąc człowiekowi nie chce się nic robić. Oparłam się o drzewo i
zaraz odskoczyłam z piskiem. Kolce spełniały swe zadanie. Spokojnie
dziewczyno. Jesteś na wrogich terenach. Bądź cicho? Powiedziałam w
głowie i ostrożnie zsunęłam się z sękatego pnia akacji. I coś uderzyło
mnie w plecy. Znów pisnęłam.
- Co tu robisz? Usłyszałam głos za sobą. Odskoczyłam w tył. Przede mną
stała młoda kobieta z długimi włosami koloru świeżych moreli. W dłoniach
trzymała dwa czarne ostrza. Serce stanęło mi w gardle.
- J-ja...nie mogłam zebrać myśli. Kobieta nie ustępowała. Pewnym krokiem podchodziła do mnie, a ja się cofałam.
- Nie jesteś stąd. Czarne noże zatańczył w powietrzu.
-Nie! To znaczy...tak. Ale proszę cię, odłóż te noże! Ze strachu
machałam rękami w geście ,,zostaw" Ale ona ciągle się zbliżała. W ciągu
paru sekund, podniosła ostrza ku niebu i zamachnęła się.
- NIE! krzyknęłam i zasłoniłam oczy dłońmi. Jednak nic się nie działo. Zamiast bólu usłyszałam kolejne słowa.
- Nie dobijam leżących. Burknęła dziewczyna. Przecież nie jestem głupia.
Nie szukasz walki. Po co tu jesteś. Łagodny głos był jak miód na moje
serce. Usiadłam na kamieniu.
- Słuchaj...język mi się plątał. -Szukam pewnej rzeczy, przedmiotu. Zgubiłam to gdy byłam mała. Kobieta czekała na więcej.
- Widzisz...i myślę że jest t tam. Wskazałam za siebie na daleko osadzony pałac o kopulastych dachach.
- Ty oszalałaś! Chcesz się włamać do pałacu?!
- No i w tym problem. To jest dla mnie bardzo ważne! Pewnie proszę cie o
zbyt wiele, ale...podrapałam się z tyłu szyji. - Pomożesz mi się tam
dostać. Em...skoro już mnie nie zabiłaś. Posłałam delikatny uśmiech do
dziewczyny.
(Arhie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz